Marzę o przejściu się lasem bambusowym o wschodzie słońca...
I przejechaniu całej na rowerze...
Najchętniej do niej chciałabym dojechać rowerem, co najwyżej garbuskiem, bo podróż samolotem wydaje się dla mnie zbyt nudna i mało ekscytująca...
Niesamowicie przyjemnie byłoby zwiedzić całą Azję na rowerze, przedzierając się przez mroźną Syberię, przelotem wstępując do bajkowej Tajlandii i oglądając nowoczesną architekturę Korei Połudnowej i te niezwykle intrygujące uliczki Tajwanu, by po wszystkich przygodach i przeżyciach dotrzec do Kraju gosczączego w mym sercu. Taka podróż cieszyłaby mnie o wiele bardziej niż zwykły przelot samolotem...
Wiem, że to dość dziwne marzenie (mój tata nie potrafi zrozumieć, że marzę o takiej podróży na rowerze)...
W plecak koniecznie zabrałabym książki do czytania w chwilach odpoczynku, zeszyt do zapisywania dziwnych nadchodzących myśli, a także zieloną herbatę...
Towarzyszami podróży na pewno zostałby trzyletni Fryderyk i staruszek Filemon, którego możliwości dopiero poznaje...
A teraz czas na powrót do naukowej rzeczywistości...
Piękne zachodowosłońcowe kolory.
OdpowiedzUsuń